Po raz czwarty zawitałem do Szklarskiej Poręby, tym razem w towarzystwie moich kolegów, Krzyśka z kanału MotoRycerz oraz Karola, cichego towarzysza wielu opisanych na tym blogu wypraw. Niedawne powodzie w regionie zmusiły nas do skrócenia pobytu z planowanych pięciu dni do trzech. Nasz cel był prosty: wędrówki szlakami Karkonoskiego Parku Narodowego, odkrywanie atrakcji Szklarskiej Poręby, a wieczorami odpoczynek z widokiem na góry. Nic wyszukanego — trochę ruchu w ciągu dnia i relaks wieczorem.
Jaka jest Szklarska Poręba? To typowo turystyczne miasteczko, które mimo swojego komercyjnego charakteru zachowuje swój urok oraz jest bardzo zadbane. Jest tu sporo turystów, ale i sporo ciekawych knajp, restauracji, a baza noclegowa jest ogromna. Łatwo tu znaleźć nocleg nawet na „ostatnią chwilę”. Podczas naszego pobytu trwał remont głównej ulicy, podczas którego asfalt zastępowano kostką brukową. Ta zmiana z pewnością przyczyni się do podniesienia estetyki centrum miasta.
Do Szklarskiej Poręby dotarliśmy po godzinie 16:00. Po rozpakowaniu i krótkim odpoczynku zaczęliśmy snuć plany na najbliższe trzy dni. Mieliśmy zamiar następnego dnia wstać wcześnie rano, jednak plany pokrzyżowało zmęczenie po długiej podróży. Dodatkowo, wieczór upłynął nam na typowo męskich rozmowach przy piwie, które przeciągnęły się do późnych godzin.
Szlak niebieski i Schronisko Pod Łabskim Szczytem
Nasz pierwszy dzień na szlakach Karkonoskiego Parku Narodowego rozpoczęliśmy od niebieskiego szlaku, wiodącego z miasta do Schroniska Pod Łabskim Szczytem. Trasa rozpoczyna się piaszczystą ścieżką, by wkrótce mocno zmienić swój charakter. Po drodze przekroczyliśmy mostek nad Szrenickim Potokiem, którego wartki nurt zrobił na nas wrażenie. Zatrzymaliśmy się tu na chwilę, by odpocząć, zrobić kilka zdjęć i nacieszyć oczy tym przepięknym miejscem.
Z czasem szlak stopniowo stawał się coraz bardziej wymagający. Szeroka droga usiana większymi i mniejszymi głazami prowadziła dość stromo pod górę. Trasa ta jest przepiękna i malownicza, ale wymaga również odpowiedniego obuwia ze względu na kamieniste nierówne podłoże. Trzeba tu zachować szczególną ostrożność i uważnie patrzeć pod nogi, aby uniknąć potknięcia czy skręcenia kostki.
Złote promienie słońca coraz odważniej zaglądały się do lasu, tworząc niezwykłą scenerię. Wilgotne podłoże i roślinność sprawiały, że w wielu miejscach unosiły się delikatne mgły, nadającego dodatkowego uroku otaczającej nas przyrody. Spacer po tak malowniczych górskich lasach jest czymś, co na długo zapada w pamięć, a szum mijanych po drodze licznych potoków tylko potęgował to doświadczenie. Przed końcem lasu przeszliśmy przez kolejny pomost, za którym krajobraz zaczął się zmieniać. Szlak stał się węższy i gęściej porośnięty roślinnością. Wkrótce jednak wyszliśmy na otwarte polany, skąd można już było dostrzec w oddali Schronisko Pod Łabskim Szczytem.
Jeszcze tylko 10 minut spaceru i dotarliśmy do Schroniska Pod Łabskim Szczytem. Podobnie jak wielu innych turystów, postanowiliśmy zrobić sobie tutaj przerwę. Mimo lekkiego wiatru, pogoda nam sprzyjała, a widoki rozciągające się z tego miejsca były po prostu przepiękne. Rozległe panoramy gór i dolin rekompensowały wysiłek włożony w dotarcie do tego punktu. Po wejściu do środka schroniska skusiliśmy się na ciepły posiłek. Zamówiliśmy sobie po żurku, który okazał się bardzo dobry, muala!
Szlak żółty i droga na Śnieżne Kotły
Być w Szklarskiej Porębie i nie pójść na Śnieżne Kotły? To jak być w Paryżu i nie zobaczyć wieży Eiffla! Dlatego też, po krótkim odpoczynku w Schronisku Pod Łabskim Szczytem, wyruszyliśmy dalej, tym razem żółtym szlakiem wiodącym w kierunku Łabskiego Szczytu.
Warto zaznaczyć, że ze schroniska rozchodzi się jeszcze kilka innych szlaków, z których trzy zasługują na szczególną uwagę. Pierwszy to ostatni odcinek niebieskiego szlaku, który oferuje najszybszą drogę na grzbiet górski. Drugi to zielony szlak na zachód, wiodący przez urokliwe Szrenickie Mokradła i prowadzący w pobliże szczytu Szrenicy. Trzeci natomiast, również zielony, prowadzi na wschód do malowniczych Śnieżnych Stawków, położonych na dnie kotła polodowcowego Śnieżne Kotły.
Wybrana przez nas trasa żółtego szlaku prowadziła kamienistą ścieżką, stopniowo pnącą się coraz wyżej. Z każdym krokiem panorama wokół stawała się coraz bardziej imponująca. W oddali majaczyła sylwetka szczytu Szrenicy, a u jej stóp widniało schronisko, które niedawno opuściliśmy. Co pewien czas robiliśmy krótkie postoje, by złapać oddech, ale przede wszystkim, by nacieszyć oczy przepięknymi rozległymi widokami. Przerwy sprawiły, że nasza wędrówka nieco się wydłużyła, ale nikt z nas nie narzekał — w końcu to właśnie po to jeździ się w góry, aby zachwycać się takimi chwilami.
Po dotarciu na grzbiet góry, przez kilka minut wędrowaliśmy głównym szlakiem. Ku mojemu zaskoczeniu, jak na wrzesień — miesiąc wciąż popularny wśród turystów — na szlaku było stosunkowo mało ludzi, co oczywiście było dla nas plusem. Im bliżej byliśmy Śnieżnych Kotłów, tym silniejszy stawał się wiatr, ale to zjawisko dość typowe dla tego miejsca. Szybko nałożyliśmy dodatkowe warstwy odzieży, naciągając czapki na uszy i zapinając kurtki pod szyję.
Naszym oczom wreszcie ukazały się Śnieżne Kotły — wysokie na 200 metrów skalne ściany, które za każdym robiły na mnie ogromne wrażenie. Nie inaczej było i tym razem. Stojąc na krawędzi Śnieżnych Kotłów można poczuć potęgę natury, która przez tysiące lat kształtowała ten niezwykły krajobraz. Spędziliśmy tu dłuższą chwilę, obchodząc teren i chłonąc atmosferę tego wyjątkowego miejsca. Po nacieszeniu oczów widokami ruszyliśmy w dalszą wędrówkę. Postanowiliśmy kontynuować trasę grzbietem górskim, kierując się czerwonym szlakiem na zachód, w stronę Szrenicy.
Łabski Szczyt, Trzy Świnki i Szrenica
Czerwony szlak, którym podążaliśmy, to część Głównego Szlaku Sudeckiego – jednego z najpopularniejszych i najdłuższych szlaków w Polsce. Szlak ten o łącznej długości 440 km rozpoczyna się w Świeradowie-Zdroju, a kończy w Prudniku. W tym miejscu poprowadzony jest grzbietem górskim, który stanowi również naturalną granicę między Polską a Czechami.
Pierwszym znaczącym punktem na naszej trasie był Łabski Szczyt (1471 m n.p.m.), który mieliśmy okazję podziwiać wcześniej z innej perspektywy. Szeroki szlak o utwardzonym podłożu, miejscami usłanym większymi głazami, sprzyjał dość szybkiemu marszowi. Szczególnie, że trasa początkowo łagodnie opadała, choć na horyzoncie dostrzegaliśmy, że mniej więcej w połowie drogi zacznie się nieco większe podejście (odcinek ten nosi nazwę Mokrej Przełęczy). Mijaliśmy również intrygujące formacje skalne o nazwie Twarożnik. Towarzyszące nam widoki to z jednej strony panoramy czeskich szczytów, a z drugiej — polska część krajobrazu, nieco płaska, urozmaicona gdzieniegdzie niewysokimi wzniesieniami w oddali i Szklarską Poręba w dolinie.
Gdy zaczęliśmy podejście, po obu stronach szlaku napotkaliśmy zamczyska skalne, nazywane Trzy Świnki (czes. Svinské kameny). To piękne, ogromne skały, a ich widok zapowiadał, że jesteśmy już naprawdę blisko naszego celu — szczytu Szrenica, na którym znajduje się również schronisko. Ostatni raz byłem na Szrenicy 8 lat temu i od tego momentu niewiele się tu zmieniło, poza jedną rzeczą. Na skałkach wybudowano platformę widokową i dodano balustradę dookoła niej. Osobiście nie jestem zwolennikiem tej zmiany. Wcześniej po prostu szukało się miejsca na skałach, odpoczywało i podziwiało widok na okolice. Było dziko, ale klimatycznie. Teraz dostęp do skałek jest ograniczony, a część z nich znajduje się pod platformą. Brakuje też miejsca, gdzie można byłoby swobodnie usiąść i cieszyć się widokami.
Szlak do Szklarskiej Poręby i Wodospad Kamieńczyka
Ostatnim etapem naszego wypadu w góry tego dnia był powrót do Szklarskiej Poręby. Zdecydowaliśmy się wrócić czerwonym szlakiem, czyli Głównym Szlakiem Sudeckim, planując po drodze zahaczyć o Wodospad Kamieńczyka. Co ciekawe, już po około 15 minutach marszu od Schroniska na Szrenicy minęliśmy podobny obiekt – Schronisko PTTK na Hali Szrenickiej. Trasa od tego miejsca prowadziła szeroką drogą dojazdową o równej, ale stromej nawierzchni. Zejście było dość odczuwalne dla naszych kolan i pięt. Na szczęście trud osładzał nam widok pięknego lasu po obu stronach szlaku oraz szum potoku, który towarzyszył nam podczas zejścia.
Po dotarciu do Wodospadu Kamieńczyka mogliśmy podziwiać go tylko z punktu widokowego. Ze względu na wspomniane wcześniej powodzie, wejście pod sam wodospad było tymczasowo zamknięte, ale nawet z tego miejsca robił on ogromne wrażenie. Z wysokości ponad dwudziestu metrów spadała potężna masa wody, tworząc zapierający dech w piersiach widok, który budził jednocześnie zachwyt i szacunek. Zmęczenie zaczynało dawać o sobie znać, a dodatkowo, ku naszemu zaskoczeniu, usłyszeliśmy grzmoty. Mimo zapowiadanej przez prawie cały dzień bezchmurnej pogody, prognoza najwyraźniej uległa zmianie. Cóż, takie właśnie są góry.
Kontynuowaliśmy zejście, tym razem leśną ścieżką biegnącą obok szlaku, ponieważ sam szlak był w trakcie remontu i jego nawierzchnia była wymieniana. Dotarliśmy do Rozdroża pod Kamieńczykiem, skąd wybraliśmy czarny szlak prowadzący przez las aż do Szklarskiej Poręby. Niestety, tuż przed miastem dopadł nas mocny deszcz. Do naszego domku dotarliśmy przemoczeni.
Tak zakończył się nasz pierwszy dzień w Szklarskiej Porębie – pełen górskich przygód. Pod wieczór deszcz ustąpił, a my zasiedliśmy na balkonie, odpoczywając po całym dniu wędrówki. Byliśmy zmęczeni, ale jednocześnie niezwykle zadowoleni z tego, co udało nam się zobaczyć i przeżyć. Siedząc tak i rozmawiając, zaczęliśmy planować kolejny dzień wyprawy na szlaki Karkonoskiego Parku Narodowego.
Żółty szlak do Schroniska Pod Łabskim Szczytem
Dzień drugi w Szklarskiej Porębie przyniósł nam kolejną górską wyprawę. Plan był prosty – dotrzeć do Schroniska Pod Łabskim Szczytem, stamtąd czerwonym szlakiem przejść do Rozdroża pod Wielkim Szyszakiem, a następnie wrócić zielonym szlakiem przez Śnieżne Stawki do schroniska. Na koniec zamierzaliśmy wrócić do miasta niebieskim szlakiem. Trasa wydawała się niezbyt wymagająca – idealna na „odpoczynek” po poprzednim dniu wędrówki. Jak się później okazało, mocno nie doceniliśmy długości szlaku… Ten dzień miał przynieść nam najbardziej wyczerpującą, ale jednocześnie najpiękniejszą wędrówkę podczas całego naszego pobytu.
Zacznijmy jednak od początku. Żółty szlak prowadzący od Szklarskiej Poręby do Schroniska Pod Łabskim Szczytem składa się z trzech wyraźnie różnych odcinków. Pierwszy prowadził szeroką, płaską drogą z ubitego piachu, prawdopodobnie służącą jako droga dojazdowa. Drugi etap wymagał od nas pokonania kamienistego, skalistego szlaku, który po niedawnych opadach miejscami przypominał wyschnięte koryto rzeki. Mimo to, wędrówka była przyjemna i urozmaicona.
Ostatni odcinek to znów szeroka droga dojazdową do schroniska. Po drodze minęliśmy jeszcze Kukułcze Skały, czyli po prostu… wielkie skały. Końcówka trasy prowadziła przez otwarte tereny Hali pod Łabskim Szczytem. W schronisku, jak poprzednio, nie odmówiliśmy sobie świetnego żurku, który miał dodać nam sił przed dalszą wędrówką.
Czerwony szlak do Rozdroża pod Wielkim Szyszakiem
Po odpoczynku kontynuowaliśmy naszą wędrówkę. Choć Szklarska Poręba była mi już dobrze znana z poprzednich wizyt, czerwony szlak do Rozdroża pod Wielkim Szyszakiem stanowił dla mnie nowe odkrycie. Żałuję, że nie wybrałem się tędy wcześniej, bo trasa okazała się wyjątkowo urokliwa i znacząco różniła się od innych szlaków w okolicy.
To, co wyróżniało ten szlak, to jego kameralny charakter. Wąska, kamienna ścieżka wiła się wśród gęstej roślinności i wysokich drzew. Trasa biegła zboczem, równolegle do grzbietu góry, co sprawiało, że przewyższenia były łagodne – teren delikatnie falował raz w dół, raz w górę, czyniąc wędrówkę przyjemną i niezbyt wymagającą.
Choć charakter szlaku miejscami się zmienia, szczególnie w końcowym odcinku, to generalnie zachowuje swój niesamowity klimat. Wędrówka przez gęsty las nie oznaczała jednak monotonii – co pewien czas otwierały się przed nami widoki na okoliczne tereny i wsie w dole. Sporadyczna obecność innych turystów sprawiała, że mogliśmy w pełni cieszyć się spokojem i bliskością natury.
Przejście czerwonego szlaku zajęło nam znacznie więcej czasu niż pierwotnie zakładaliśmy – wraz z dojściem do Rozdroża pod Wielkim Szyszakiem wędrówka trwała prawie dwie godziny. Jednak ani przez chwilę nie żałowaliśmy tego czasu. Z pełnym przekonaniem mogę polecić ten szlak każdemu miłośnikowi górskich wędrówek. Sam już wiem, że na pewno tu wrócę.
Zielony szlak pod Śnieżnymi Kotłami
Z Rozdroża pod Wielkim Szyszakiem wyruszyliśmy zielonym szlakiem w kierunku Schroniska Pod Łabskim Szczytem. Trasa ta, oficjalnie nazywana szlakiem Rozdroże Izerskie – Pielgrzymy, prowadzi pod Śnieżnymi Kotłami, przez niezwykle malownicze Śnieżne Stawki. Część fragmentu tego szlaku bywa nazywana Martwym Lasem ze względu na charakterystyczne, stojące białe martwe drzewa, choć nazwa ta nie jest powszechnie używana.
Wędrując tym szlakiem, znaleźliśmy się na dnie kotła polodowcowego. Stojąc u podnóża masywnych ścian skalnych Śnieżnych Kotłów, trudno było nie czuć respektu wobec potęgi natury. To naprawdę wyjątkowe uczucie, gdy stoi się w obliczu tak monumentalnego tworu przyrody.
Wkrótce dotarliśmy do Śnieżnych Stawków w Karkonoszach – zespołu zbiorników polodowcowych, z których część pojawia się okresowo, a dwa są stałe. Dzięki niedawnym opadom, poziom wody był wysoki i mogliśmy podziwiać kilka stawków. Po ośmiu latach od mojej ostatniej wizyty, to miejsce znów mnie zachwyciło swoim pięknem. Zrobiliśmy tu dłuższy postój, delektując się widokiem jezior i imponujących ścian Śnieżnych Kotłów.
Dalsza część szlaku wiodła kamienistą ścieżką przez bardziej otwarty teren niż czerwony szlak, co dawało nam więcej okazji do podziwiania okolicy. Z czasem trasa stawała się coraz bardziej wymagająca – pojawiły się spore skały, które wymagały od nas czasami małej wspinaczki lub zręcznego przeskakiwania z jednej na drugą. Ten fragment szlaku stanowił dodatkowe wyzwanie, choć dla nas, facetów żądnych przygód, była to raczej świetna atrakcja i okazja do małej gimnastyki w górach. Po przejściu większej części drogi, wyszliśmy na zbocze, skąd rozciągał się widok na Szrenicę, a później także na schronisko. Na tym odcinku szlak zmieniał swój charakter, przechodząc w bardziej zalesiony teren.
Po dotarciu do Schroniska Pod Łabskim Szczytem pozostało nam już tylko zejście niebieskim szlakiem do Szklarskiej Poręby – tą samą trasą, którą wchodziliśmy poprzedniego dnia. Droga w dół zajęła nam około godziny. Do naszego domku dotarliśmy już o zmierzchu. Po krótkim odpoczynku wybraliśmy się do miasta, gdzie w końcu zaspokoiliśmy kilkudniową ochotę na placka po węgiersku. Później wieczór tradycyjnie spędziliśmy na balkonie przy piwie, rozmawiając i podziwiając sylwetkę Szrenicy.
Kolej linowa na Szrenicę
Nadszedł nasz ostatni dzień w Szklarskiej Porębie i ostatnia okazja do wędrówki po karkonoskich szlakach. Tym razem postanowiliśmy nieco odpocząć i zamiast kolejny raz wspinać się tą samą trasą, wybraliśmy wygodniejszą opcję – kolej linową na Szrenicę. Za bilety w obie strony zapłaciliśmy 65 złotych od osoby. Biorąc pod uwagę, że sam wjazd trwał prawie 40 minut, cena wydawała się rozsądna.
Trasa kolejki linowej na Szrenicę jest podzielona na dwa odcinki, więc w połowie drogi musieliśmy się przesiąść. Przy tej okazji kupiliśmy też bilety wstępu do Karkonoskiego Parku Narodowego, które kosztowały po 10 złotych od osoby. Od górnej stacji kolejki czekał nas jeszcze krótki spacer na szczyt Szrenicy, podczas którego mogliśmy podziwiać rozległą panoramę na całą okolice.
Założenia na ten dzień były proste – pełen relaks, bez forsowania się. Planowaliśmy najpierw spokojny spacer grzbietem górskim, a następnie przejście czeską stroną do Wodospadu Łaby, podziwiając po drodze górskie krajobrazy. Pogoda tego dnia nam dopisywała.
Źródło Łaby w Karkonoszach
Początkowo podążaliśmy czerwonym szlakiem – częścią Głównego Szlaku Sudeckiego. Mniej więcej w połowie drogi do Śnieżnych Kotłów skręciliśmy na żółty szlak, który po stronie czeskiej prowadzi do Źródeł Łaby. To miejsce ma szczególne znaczenie – tu bowiem zaczyna się jedna z najważniejszych europejskich rzek. Łaba, mająca swój początek w Karkonoszach, przepływa przez dwa państwa, by po pokonaniu ponad tysiąca kilometrów dotrzeć do Morza Północnego. Po drodze zasila swoimi wodami wiele znaczących miast Europy Środkowej.
Po krótkim odpoczynku przy źródle, kontynuowaliśmy wędrówkę czerwonym szlakiem w kierunku schroniska Labská bouda. Trasa oferowała wspaniałe widoki – w oddali majaczyły sylwetka Łabskiego Szczytu oraz radiowo-telewizyjny ośrodek nadawczy na Śnieżnych Kotłach. Krajobraz w tej części gór był zaskakująco minimalistyczny – rozległe przestrzenie, niemal pozbawione drzew, za to pokryte gęstą kosodrzewiną. Takie miejsca udowadniają, że Karkonoski Park Narodowy jest wyjątkowy.
Schronisko Labská bouda oraz Wodospad Łaby
Od Źródła Łaby do schroniska Labská bouda było już bardzo blisko – kilkanaście minut spokojnym spacerem. Na miejscu przywitało nas imponujące schronisko, tętniące życiem, pełne turystów zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Stąd do Wodospadu Łaby pozostało już tylko parę przysłowiowych kroków.
Wreszcie dotarliśmy do Wodospadu Łaby i zrozumieliśmy, dlaczego to miejsce jest tak popularne. Żadne zdjęcia nie oddają w pełni potęgi tego miejsca – ogromna przepaść i monumentalne skaliste zbocza wokół tworzą niezapomniany widok. Z platformy widokowej mogliśmy podziwiać tylko część wodospadu, ale nawet ten fragment był naprawdę przepiękny. Wykorzystując piękną pogodę, spędziliśmy tu ponad godzinę, napawając się widokami i kojącym szumem wodospadu.
Cofnęliśmy się do schroniska Labská bouda, by zaserwować sobie zimne piwo. Jego cena nas zaskoczyła – okazało się tańsze niż w polskich schroniskach. To ciekawa zmiana w porównaniu do poprzednich lat, gdy to właśnie czeskie schroniska słynęły z wyższych cen. Widać, jak wiele zmieniło się w ostatnim czasie.
Mając na uwadze ostatni kurs kolejki linowej ze Szrenicy o 16:30, musieliśmy rozpocząć drogę powrotną. Wracaliśmy tą samą trasą – przez Źródło Łaby, a następnie czerwonym szlakiem do Szrenicy. Zjazd kolejką dostarczył nam zupełnie innych wrażeń niż poranna podróż, ponieważ tym razem siedzieliśmy przodem do doliny. Zamiast patrzeć na zbocze góry i las, przed nami rozciągała się rozległa przestrzeń, a wysokość, szczególnie na początku trasy, przyprawiała o szybsze bicie serca.
Wyjazd w Karkonosze na 3 dni – podsumowanie
Trzy dni to zdecydowanie za mało, by poznać wszystkie atrakcje w Szklarskiej Porębie i najpiękniejsze szlaki w Karkonoszach, ale wystarczająco, by zachwycić pięknem tego miejsca. Karkonoski Park Narodowy zaskoczył nas różnorodnością krajobrazów – od gęstych lasów po rozległe połoniny, od kamienistych szlaków po urokliwe stawki polodowcowe. Szczególne wrażenie zrobiły na nas Śnieżne Kotły ze swoimi monumentalnymi ścianami skalnymi oraz Wodospad Łaby po czeskiej stronie. Karkonoskie szczyty – Szrenica i Łabski Szczyt – zaoferowały nam niezapomniane widoki na polską i czeską stronę gór.
Karkonosze mają w sobie coś magicznego – bez względu na to, czy odwiedza się je pierwszy czy kolejny raz, zawsze potrafią zaskoczyć i zachwycić czymś nowym. To miejsce, do którego po prostu chce się wracać.
Na koniec film Krzyśka z tego wypadu. Miłego oglądania!
Jeden komentarz